Wielu z naszych odbiorców wysyła nam wiadomości z informacją, że chcą rzucić etat, mają już dosyć swojej pracy, ale boją się z niej zrezygnować i próbują ciągnąć dwie sroki za ogon. Na początku jest okej, ale jeżeli praca na etacie oraz prowadzenie własnej firmy ma trwać dłużej, to finał finałów zostajecie na etacie i z małą firmą, która nie zarabia tyle, ile byście chcieli. To nie jest nic, o czym marzycie: ani samodzielna praca na swoim, ani uwolnienie się od etatu.
Prawda jest taka, że bardzo dużo osób trzyma się kurczowo tego, co jest pewne. Dzisiejszy wpis poświęcony jest sytuacji, która nas spotyka, gdy zmieniamy kierunek swojej kariery, rzucamy wszystko i mówimy: „Od dziś już tego nie będę robić”. Jak podjąć decyzję o zmianie zawodu? Czy jest ona trudna? Na co zwrócić uwagę, kiedy podejmujemy tego typu działania? Czy robić to z dnia na dzień, czy jednak lepiej to wszystko zaplanować i poukładać?
Na te pytania podczas Inspirującej Rozmowy Lidera odpowiedziała Magda, która w swoim życiu zawodowym zrobiła zwrot o 180 stopni i zaczęła działać w zupełnie innej branży niż na etacie. Zdecydowała się na ten krok, ponieważ okazało się, że bycie przedszkolanką nie jest tym, czym chce się zajmować.
Czy zmiana zawodu była trudna? Czego bałaś się najbardziej?
Porzucenie stałej pracy było niewątpliwie trudną decyzją. Zdawałam sobie sprawę z tego, że nie będę dostawała już stałej pensji, a dodatkowo muszę przeorganizować swoje życie i zarządzanie finansami. To była decyzja, która dojrzewała we mnie już od bardzo, bardzo dawna, a rezygnacja z etatu było jedynie efektem zmian, które we mnie zachodziły. Złożyło się na to wiele czynników, m.in. sytuacja nauczycieli, którzy strajkowali. To jak zostali potraktowani, dało mi świadomość, że w edukacji publicznej nie będzie dla mnie miejsca i nie chcę brać udziału w takich walkach. Okazało się również, że praca w przedszkolu, procedury, papierologia, książki nie są dla mnie. Chciałam pracować z dziećmi i prowadzić ich przez rozwój, a nie tonąć w dokumentach. W końcu stwierdziłam, że ta praca nie jest dla mnie i nadszedł moment, w którym trzeba podjąć odważną decyzję i ruszyć dalej.
Nie ukrywam, że myśl o własnym biznesie pojawiała się u mnie już od czasów studiów – planowałam, że założę przedszkole lub firmę z animacjami dla dzieci. Cały czas myślałam i kombinowałam, co mogę zrobić, aby być na swoim. Praca na etacie pokazała mi, że struktura, która jest w przedszkolach, nie do końca mi odpowiada. Lubię mieć decyzyjność, rozwijać się, dążyć do tego, aby firma, w której pracuję, wyglądała tak, jak ja bym chciała, a jednocześnie niosła ze sobą jakąś misję i wartości, które są mi najbliższe. To również się przyczyniło do mojej decyzji. Dodatkowo w tym czasie podjęliśmy decyzję o wyprowadzeniu się z dużego miasta, które miało większe możliwości, do kilkutysięcznego miasteczka, gdzie nie było już takich możliwości rozwoju i znalezienia pracy – główne miejsca pracy są w urzędach, marketach i tego typu miejscach. Wiedziałam, że na pewno nie chcę tam pracować i wracać na etat. Zaczęłam szukać siebie.
Na blogu, którego obserwowałam, pojawiło się ogłoszenie, że szukają osoby do pomocy. Pomyślałam, że spróbuję. Udało mi się przejść do drugiego etapu rekrutacji, co było dla mnie małym sukcesem. To była dla mnie cenna lekcja i informacja, że może to jest coś, czym powinnam się zająć. W ogłoszeniu zawód wirtualnej asystentki nie był zdefiniowany, była jedynie informacja, że to stanowisko dla osoby, która ma pomagać administracyjnie oraz tworzyć grafiki i tego typu rzeczy. Gdy się przeprowadziliśmy, zaczęłam szukać podobnych ofert. Wtedy trafiłam na definicję wirtualnej asystentki i zaczęło się istne szaleństwo.
Plan awaryjny
Nastawiałam się, że mój plan na pewno się o uda – spróbuję i mi wyjdzie. Nie brałam pod uwagę czarnego scenariusza, ale miałam zabezpieczenie finansowe. Wcześniej wyjechałam na jakiś czas do pracy za granicę, więc zbudowałam sobie poduszkę finansową – budżet, który pozwoliłby mi przeczekać pierwsze miesiące. Jednak z góry zakładałam sukces. Ostatnio koleżanka powiedziała mi, że od początku cały czas mówiłam, że się uda, że ta praca jest super i widzę w niej swoją przyszłość. To chyba też było zapalnikiem i motywatorem.
Gdybyś podejmowała tę decyzję dziś, co byś zrobiła inaczej?
Na pewno bardziej bym się skupiła na tym, żeby szybciej wyjść ze swoją ofertą do ludzi. Na początku skupiałam się najbardziej na tym, żeby się szkolić: jak najwięcej się nauczyć i poznać. Teraz zdecydowanie od razu bym wyszła z wiedzą i umiejętnościami, jakie mam. Przemyślałabym, co konkretnie mogę zacząć robić już, czego nie muszę się uczyć, a czego będę uczyła się w trakcie. I zaczęłabym działać.
U mnie to wyglądało tak, że najpierw bardzo dużo czytałam o wirtualnych asystentkach, wypisałam rzeczy, których muszę się nauczyć, usiadłam i zaczęłam zdobywać nową wiedzę. Po czasie okazało się, że tak naprawdę od początku miałam kompetencje, z którymi mogłam zacząć pracować od razu. Pewnie brakowało mi pewności siebie i poczucia, że zrobię to dobrze, że nikt się na mnie nie zawiedzie. Gdybym miała jeszcze raz pójść tą drogą, zdecydowanie szybciej ruszyłabym z miejsca i zaczęła działać od razu jako indywidualna marka.
Na początku szukałam osoby, która weźmie mnie pod swoje skrzydła. To było dobre posunięcie z tego względu, że ostatecznie trafiłam na osobę, która bardzo dużo mnie nauczyła: pozwalała szkolić się pod swoimi skrzydłami, dała bardzo duży kredyt zaufania i dała mi wszystko to, co ma swojego. Korzystałam z wszystkich narzędzi tej osoby i mogłam się rozwijać. Jednak zanim tak się stało, trafiłam na inną osobę, która mnie stopowała i nie potrafiła dawać mi odpowiednich komunikatów. Czułam, że cały czas robię coś niewystarczająco dobrze. I to mnie stopowało.
Myślę, że warto usiąść i się zastanowić, czy jest coś takiego, z czym można zacząć od samego początku i po prostu to robić – nie bać się wychodzić do ludzi. Gdy zaczęłam wychodzić do ludzi, zaczęłam działać według zasady, że nigdy nie mówiłam, że czegoś nie potrafię i czegoś nie zrobię. Zawsze mówiłam, że jeszcze tego nie robiłam, ale chętnie spróbuję i możemy ustalić warunki, na jakich to zrobię. Ja przy tym się uczyłam i robiłam coś z korzyścią dla klienta. Wydaje mi się, że to jest bardzo dobre podejście, bo dwie osoby mają korzyść: można się czegoś nauczyć i zacząć naprawdę działać.
Co doradzisz osobom, które cały czas marzą o odcięciu się od etatu i zmianie zawodu?
Nie bójcie się działać. Podejmijcie odważną decyzję i spróbujcie. Tak naprawdę, dopóki nie spróbujemy i się nie przekonamy, to nigdy się nie dowiemy, czy warto się przebranżowić. Możemy siedzieć, gdybać, zastanawiać się, a później tylko żałować. Jeżeli spróbujemy, to na własnych błędach możemy się czegoś nauczyć i możemy zweryfikować, czy dane zajęcie jest dla nas, a następnie osiągnąć sukces. Bo chyba wszyscy do tego dążymy.
Zastanówcie się, czy naprawdę wam zależy, aby robić to, o czym myślicie. Jeśli stoicie cały czas w miejscu, z tyłu głowy myślicie o zmianie, ale nie podejmujecie żadnych działań, to czy myślicie o tym, dlatego że chcecie spełnić czyjeś oczekiwania, czy chcecie rzeczywiście zacząć działań i mieć coś dla siebie? Czy chcecie osiągnąć sukces, rozwijać się i być dobrym w danej dziedzinie? Jeżeli tak, to uważam, że nic nie stoi na przeszkodzie. Trzeba tylko ruszyć i działać.
Podsumowanie: Dokładnie 1 lipca 2019 roku całkowicie odcięliśmy się od biznesu stacjonarnego. Szkoła językowa, którą prowadziliśmy, przeszła w ręce stowarzyszenia. Czy to była trudna decyzja? Tak. Czy było wiele łez? Tak. Jednak to nie była decyzja, którą podjęliśmy z dnia na dzień. Przygotowując się do tego, cały czas w naszych głowach była obawa. Każdy boi się porzucić coś, co jest pewne, a ten biznes był pewny, stabilny i co miesiąc mieliśmy z niego wypłaty. Jednak to już nie było to, co chcieliśmy robić – mieliśmy ogromną potrzebę zmian ze względu na rodzinę, dzieci, styl życia i nasze zainteresowania, które postanowiliśmy rozwijać. Szykowaliśmy się bardzo długo na to, żeby zrezygnować z biznesu stacjonarnego. Od 2013 roku mamy swój ogólnopolski konkurs, a od 2017 roku sprzedajemy kursy językowe online. To był proces, w którym naprawdę bardzo dużo się uczyliśmy i szkoliliśmy.
1 lipca 2020 roku minął rok, kiedy oddaliśmy swój stabilny, stacjonarny biznes. Czy żałujemy? Nie. Co byśmy zrobili inaczej? Chyba mniej emocjonalnie podeszli do tematu, ponieważ mieliśmy zarówno doświadczenie, wiedzę, jak i fundusze na to, żeby faktycznie to zrobić. Niczym nie ryzykowaliśmy. Emocje niepotrzebnie brały górę. Czasami warto dać sobie przestrzeń na to, aby zrobić coś, co bardzo pragniemy. Warto jest odciąć się od tego, co nas trzyma w miejscu i pozwolić sobie na zaryzykowanie i spróbowanie czegoś nowego.
Chęci chęciami, ale nastawienie i wiara w siebie są dodatkowymi katalizatorami i motywatorami do zmian. Wiele osób się wacha – boi się odciąć od czegoś, co gwarantuje stały wpływ pieniędzy co miesiąc. Własna firma bardzo często oznacza, że nie wiemy, ile zarobimy. Niestety na początku jest różnie – nie zawsze są to pieniądze równe z wynagrodzeniem za pracę na etacie. Warto mieć poduszkę finansową, aby w pierwszych miesiącach się nie załamać i nie zniechęcić, tylko powiedzieć sobie: „Słuchaj, to może potrwać trzy, cztery lub pięć miesięcy, także bądź na to przygotowana”.
Pamiętajmy również, że zawsze jest ktoś, kto wie od nas mniej, a potrzebuje tego, co my już wiemy. To nie jest tak, że wszyscy szukają level masterów w danej dziedzinie. Często szukają osób, które są ludzkie i będą im w stanie pomóc w najdrobniejszych sprawach. Nie bójmy się swojej wiedzy, dzielmy się nią na takim poziomie, jakim jest i cały czas się rozwijamy.
Mamy nadzieję, że zrobicie sobie podsumowanie, co dalej zrobić ze swoim obecnym biznesem. Czy chcecie startować z czymś nowym? Czy będziecie wprowadzać szalone zmiany w tym, co teraz robicie? A może będziecie zmieniać kierunek i rolę w swojej własnej firmie? To też są zmiany.